czwartek, 7 marca 2013

Pojedynek z gigantem, czyli o najtrudniejszej ze sztuk...


W powietrzu czuć wiosnę. Nareszcie! Pomimo, iż najbardziej na świecie lubię lato, które mogłoby nie mieć końca, ta właśnie chwila w roku jest dla mnie chyba najbardziej wyjątkową. Któregoś dnia, po kilku miesiącach bardziej lub mniej świadomych oczekiwań, wychodzisz z domu, pracy, czy skądkolwiek indziej i zanurzasz się w promieniach ciepłego słońca sycąc się jednocześnie tym nieuchwytnym zapachem, który Cię otacza… Niezmiennie od lat mam wówczas te same odczucia i towarzyszące im emocje- coś z pogranicza zapowiedzi zbliżającej się przygody i wejścia na ścieżkę rozwikłania niezwykłej tajemnicy. Cudnie.
Trzeba to jakoś uczcić! Zatrzymuję się w biegu, aby w małej kawiarence, przy aromatycznym espresso i nieprzyzwoicie smacznym ciastku nacieszyć się tą chwilą. W torbie jak zwykle notatnik, w którym zapisuję wszystko, co tylko przychodzi mi do głowy. Myślę o kolejnym poście. Aura aż się prosi o coś miłego i lekkiego. Jak na złość nie mogę myśleć o niczym innym niż zmierzenie się z gigantem… eh przekorna naturo! ;-)


Cóż to za trudna sztuka, o której chcę dzisiaj pisać? No właśnie. Temat wielowątkowy, trudny i paradoksalnie- jak większość tych naprawdę ważnych  -niedoceniany. Im bardziej zaczniesz zwracać nań uwagę, tym bardziej prawdopodobne, że podobnie jak ja, nabierzesz do niego dużej pokory i zapragniesz doskonalić swoje w tym zakresie umiejętności. Wiesz już? Nie? 
To sztuka skutecznej komunikacji.
Dlaczego trudna? Bo często, zarówno w rzeczywistości zawodowej jak i prywatnej wydaje nam się, że przekazaliśmy komunikat, który był jasny i zrozumiały. Oczekujemy w związku z tym określonych zachowań (lub ich zaniechania) ze strony innych. Tymczasem okazuje się, że po pierwsze: słowa zostały zinterpretowane zupełnie inaczej niż zakładały nasze intencje, po drugie: zamiast oczekiwanej przez nas zmiany u drugiej strony obserwujemy tylko kontynuację drażniących nas zachowań. Po trzecie wreszcie: zdarza się i tak, że nasz rozmówca zamiast przyjąć do wiadomości nasze uwagi czy oczekiwania, zachowuje się jakby robił nam wręcz na złość. Dodatkowo zamiast kontynuować dyskusję kończy ją w mniej lub bardziej gwałtowny sposób.

Zdarzyło Ci się coś podobnego? I co, myślisz, że to świat zwariował albo inni mają ograniczoną zdolność percepcji?  Cóż… to też może być prawda ;-) Trochę jak w powiedzeniu: „Jeśli ktoś mówi Ci, że zwariowałeś zignoruj go. Jeśli mówi to pięć osób zacznij się zastanawiać. Kiedy usłyszysz to od dziesięciu osób- czym prędzej umów się do psychiatry. Może Cię zaskoczę, ale przyczyną złego odbioru wiadomości jest najczęściej jej nadawca.

Mowa trawa? Rzecz w tym, że niezupełnie…


Słyszałeś kiedyś o teorii 7-38-55? To wynik badań przeprowadzonych przez Alberta Mehrabiana, emerytowanego profesora psychologii Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) . Teoria ta mówi, iż istnieją trzy elementy składowe przekazu w komunikacji międzyludzkiej: 
  • treść wypowiedzi 
  • brzmienie głosu (głośność, intonacja, pauzy) 
  • oraz komunikacja niewerbalna (mimika twarzy, gesty, postawa, komunikacja przez dotyk, zachowanie fizycznej odległości).

To, w jaki sposób odczytany będzie przez odbiorcę Twój komunikat zależy:
- w 7% od treści słów, które wypowiesz
- w 38% od tonu głosu, którego użyjesz je wypowiadając
- w 55% od tego, jak zachowuje się Twoje ciało, kiedy wypowiadasz te słowa.

A to ci niespodzianka! W powszechnym rozumieniu mówię, a zatem komunikuję się. Okazuje się tymczasem, że treść moich słów to zaledwie 7% sukcesu! Nic dziwnego, że skuteczność dotarcia mojego komunikatu do odbiorcy, czy to w czasie dyskusji czy prezentacji może okazać się wątpliwa. Skoro koncentruję się na marnych siedmiu procentach, trudno o stuprocentową skuteczność!

Najprostszy przykład: wyobraź sobie przywitanie z dwoma nowo poznanymi osobami. Obie ściskają Ci rękę mówiąc swoje imię i standardową formułkę „miło mi Cię poznać”. Pierwsza ma przy tym ponurą minę, uścisk „śniętej ryby” (mój ulubiony! ;) i wzrok wbity w ziemię. Druga uśmiecha się patrząc Ci w oczy i energicznie ściska Twoją rękę. Jak myślisz, komu FAKTYCZNIE  jest miło, pierwszej czy drugiej z poznanych osób? Która z nich ma szansę wywrzeć lepsze wrażenie?
Inny, banalny przykład: kłótnia z bliską Ci osobą. Czy jest szansa abyś "wyrzucił z siebie" ostre słowa łagodnym tonem, dodatkowo przytulając się w tym samym czasie do osoby, z którą właśnie toczysz tę batalię? Nawet jeśli Ci się uda, istnieje spore prawdopodobieństwo, że ukochana zacznie podejrzewać, iż kompletnie oszalałeś.



ciąg dalszy nastąpi :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz